A kobitki w kuchni czekają na chłopaków z grzybkami. Piątkowe przedpołudnie - najlepsza pora na grzyby. Mało ludzi w lesie to więcej kapeluszy w koszyku. Już na miejscu, w Puszczy Augustowskiej mała korekta przedwczesnych wniosków - mało ludzi to mało grzybów, więcej ludzi w lesie to jeszcze mniej grzybów ;-)
Prawdziwi mężczyźni zawsze znajdą jakieś rozwiązanie. No i znaleźli. Przecież grzybki rosną nie tylko w lesie. Panie z garnuszkami nadal czekają, a Panowie po granicy hasają. A na granicy więcej było wspomnień - jak to drzewniej bywało - niż kurek, bo Pan Grzegorz ma blisko do takiej samej granicy - tyle, że z Czechami. Na obiad były podane faszerowane kabaczki - ulubione danie Pań, którym "ukarano" spóźnialskich. Cóż, po takim spacerku smakowało naprawdę wszystko ;-)
Pani Ewo, Panie Grzegorzu pozdrawiamy słonecznie z Półkotów :)